Tata Kazika

 

1993 S.P. Records
album możesz kupić tutaj

  1. Celina

    słowa: Staszek Staszewski
    muzyka: Staszek Staszewski

    Tę burzę włosów każdy zna
    Przy ustach dłoni chwiejny gest
    To Celina, to Celina, to Celina jest
    Jak hejnał brzmi jej śmiech
    Choć całe miasto śpi
    Nie wytrzeźwiała od soboty
    Balet trwa już cztery dni
    I w twiście wozi się w piorunach klipsów
    I na potłuczonym szkle

    La-la-la! Zaśpiewał w barze ktoś
    To czarny Ziutek pije gin, Celiny koleś, twardy gość
    Już pije cztery dni
    Wychylił setną ćwierć
    Powietrze zaraz wyszło z niego i w kliniczną popadł śmierć
    Liczko pobladło mu jak wosk
    Pozbył się swych o Celinę trosk

    Zapamiętajcie sobie radę którą dziś wam wszystkim dam
    Możecie liczyć na przyjaciół, pomogą wam
    Ziutkowi minął kac, kolesie w kocioł wzięli go
    Szukaj Celiny, ty lamusie, gdzie adapter, chata, szkło
    Ziutek nie płakał twardy jest
    Z wściekłości przez godzinę wył jak pies

    Tak, tak, tak! Celina już na złom
    Już czarny Ziutek z kilerami pod Celiny idzie dom
    Oświetlił błysk ich kos
    W rynku bramy brzeg
    Sikory złote pod mankietem odmierzają sekund bieg
    I stoi pikiet sak
    Pod oknem, w sieni i u drzwi – dać tylko znak

    Zasłony w oknach leją blask na mecie jasno jakby w dzień
    To Celiny, Celiny, Celiny cień
    Dłonie kołyszą się, egzotyczne kwiaty dwa
    Celina naga na balecie pośród żądz i szkła
    Wtem nagle jakiś ruch
    W progu staje rudy Mundek, Ziutka druh

    Dzyń, dzyń, dzyń – to prysło w oknie szkło
    Celina naga w noc ucieka, jakie dno! ach, jakie dno!
    Już tylko chce się jej choćby do piekła skryć
    O Ziutek, Ziutek, gdzieś ty był kiedy ja zaczynałam pić
    Dlaczegoś nie bił w pysk?
    Lecz milczy noc i tylko kosy świeci błysk

    Dlaczego taki ostry był Ziutkowej kosy szpic
    Przecież znacie te balety, wszak w nich złego nie ma nic
    Ale Celiny głos, Celiny włosów woń
    Czerwona mgła zasnuwa oczy, w kamień zwiera dłoń
    Więc Ziutek podniósł brew, błysnęło i na białą pierś trysnęła krew
    Słuchaj – to jęknął świat jak chory pies u pana stóp
    To Celinie, to Celinie, to Celinie kopią grób

    W rynku syren jęk, na jezdni żółty kurz
    Niebieska szklanka miga i blacharnia Ziutka zwija już
    I odtąd spoza krat Ziutek i Mundek bez Celiny widzą świat
    Lecz czasem gdy jest noc Ziutek wytęża słuch
    To Celiny, to Celiny, to Celiny duch

    Wiecie więc, że ja was bawiłem śpiewem swym
    Tylko dla zwykłej draki i w ogóle prawdy nie ma w tym
    To zwykły kawał jest
    Darujcie to już ballady kres.

  2. Dziewczyna się bała pogrzebów

    słowa: Staszek Staszewski
    muzyka: Staszek Staszewski

    Tak długo szukać i tak dziwnie nagle znaleźć się
    Choć tak co wiosnę jest, to jednak cud
    Noc cała biały diabeł na kieliszka tańczy dnie
    W dzień szukasz u starego parku wrót
    Brzeg oceanu marzeń znaczy połamany płot
    Jak kipiel morskich pian uliczka bzów
    Lecz nagle pęka cisza a kto wie ten pozna w lot
    Pogrzebny dzwon, no cóż – nie przyjdzie znów

    Bo ona się bała pogrzebów
    Co noc pełzły w spokój jej snów
    Wóz czarny ze srebrem
    I łzy niepotrzebne
    Mdłe drżenie chryzantem i głów
    Bo ona się bała pogrzebów
    Jak pająk po twarzy szedł strach
    Gdy chude jak szczapy
    Szły złe kare szkapy
    Z czarnymi kitami na łbach

    Gdy przyszła brali stary wóz co długo służył już
    Lecz ciągnął jeszcze stówe stary grat
    Popękał lakier, brzęczą drzwi, rwie sprzęgło – no to cóż
    Pod krzywym dachem piękniej widać świat
    Zjeżdżali mapę już, na zachód, wschód, od dołu wzwyż
    I każdy obcy szlak znajomy był
    I tylko kiedy czerń chorągwi gdzieś poprzedzał krzyż
    W przecznicę pierwszą z brzegu gnał co sił

    Bo ona się bała pogrzebów
    Co noc pełzły w spokój jej snów
    Wóz czarny ze srebrem
    I łzy niepotrzebne
    Mdłe drżenie chryzantem i głów
    Bo ona się bała pogrzebów
    Jak pająk po twarzy szedł strach
    Gdy chude jak szczapy
    Szły złe kare szkapy
    Z czarnymi kitami na łbach

    To tu, spójrz bliżej, jeszcze w korze ostry został ślad
    I płacze las żywicy gorzką łzą
    Brzmiał opon śpiew i gadał silnik, w oknach śmiał się wiatr
    Gdy na dnie nocy on całował ją
    Tu kres podróży znaczy w krwi rubinach brudny koc
    Nie skrywam, przedtem jednak wypił ćwierć
    Przez chwilę widział szczęście, w światłach uciekało w mrok
    No powiedz, może znasz piękniejszą śmierć?

    A kiedyś się bała pogrzebów
    I drżało jej serce gdy szły
    Aż wreszcie ten pogrzeb
    We dwoje – jak dobrze
    W tym srebrze i czerni się lśni

  3. Baranek

    słowa: Staszek Staszewski
    muzyka: Staszek Staszewski

    Ach Ci ludzie, to brudne świnie
    Co napletli o mojej dziewczynie
    Jakieś bzdury o jej nałogach
    To po prostu litość i trwoga
    Tak to bywa gdy ktoś zazdrości
    Kiedy brak mu własnej miłości
    Plotki płodzi, mnie nie zaszkodzi żadne obce zło
    Na mój sposób widzieć ją

    Na głowie kwietny ma wianek
    W ręku zielony badylek
    A przed nią bieży baranek
    A nad nią lata motylek

    Krzywdę robią mojej panience
    Opluć chcą ją podli zboczeńcy
    Utopić chcą ją w morzu zawiści
    Paranoicy, podli sadyści
    Utaplani w brudnej rozpuście
    A na gębach fałszywy uśmiech
    Byle zagnać do swego bagna, ale wara wam
    Ja ją przecież lepiej znam

    Na głowie kwietny ma wianek
    W ręku zielony badylek
    A przed nią bieży baranek
    A nad nią lata motylek

    Znów widzieli ją z jakimś chłopem
    Znów wyjechała do St. Tropez
    Znów męczyła się, Boże drogi
    Znów na jachtach myła podłogi
    Tylko czemu ręce ma białe
    Chciałem zapytać, zapomniałem
    Ciało kłoniąc skinęła dłonią wsparła skroń o skroń
    Znów zapadłem w nią jak w toń

    Na głowie kwietny ma wianek
    W ręku zielony badylek
    A przed nią bieży baranek
    A nad nią lata motylek

    Ech, dziewczyna pięknie się stara
    Kosi pieniądz, ma jaguara
    Trudno pracę z miłością zgodzić
    Rzadziej może do mnie przychodzić
    Tylko pyta kryjąc rumieniec
    Czemu patrzę jak potępieniec
    Czemu zgrzytam, kiedy się pyta czy ma ładny biust
    Czemu toczę pianę z ust

    Na głowie kwietny ma wianek
    W ręku zielony badylek
    A przed nią bieży baranek
    A nad nią lata motylek

  4. Notoryczna narzeczona

    słowa: Staszek Staszewski
    muzyka: Staszek Staszewski

    Blask łun
    Nad miastem lśni
    Ciem cień
    A za drzwiami Wy
    Mrok, kwiat
    Wystarczy wam za ślub
    Mdły gest
    Zamiast przysiąg aż po grób
    Notoryczna narzeczona
    Gdy zaśniecie wróży z kart
    Czy na życie wystarczycie
    I co każdy z was jest wart
    W damę kier z jej ciała spływa
    Grzana w waszych betach krew
    Na nic wszystko, nocą wiecznie się odkrywa
    Nieśmiertelny walet trefl
    Zły czas
    Wśród obcych ścian
    Róż już
    Nie przynosi pan
    Dzień w dzień
    Wyłazi z niego zwierz
    Ból, wstręt
    I to wytrzymać trzeba też
    Notoryczna narzeczona
    Nie pamięta chamskich wrzaw
    W całym życiu tylko ona
    Wierzy w wielkość waszych spraw
    I nie może choćby chciała
    Nawet was po pysku zbić
    Bo ją babcia kiedyś ostrzegała
    Że rozsądną trzeba być
    Wciąż lęk
    Bo gdzie stąd iść
    Wszak człek
    To nie jesienny liść
    Strzeż się
    Do dawnych tęsknić lśnień
    Zgnił czas
    Choć tropem z miasta jeszcze dzień
    Do drzwi puka wieczorami
    Z butelkami cały gang
    I w dom zmienia się czasami
    Meta w rytmie starych tang
    Notoryczna narzeczona
    Pijąc śmieje się do łez
    Gdy wraz z nocą wasza miłość kona
    Znów samotna jest jak pies.

  5. Królowa życia

    słowa: Staszek Staszewski
    muzyka: Staszek Staszewski

    Niebieskie dżinsy i słomiane kapelusze
    Wodospad słońca, chmur poduchy, złoto pól
    Codziennie plecak pełen całkiem nowych wzruszeń
    Królowa życia i król
    Na taflach jezior trzepotanie białych żagli
    Śnieg zimą w górach, latem lepsza morska sól
    Czy dzień, czy noc nic oprócz pragnień ich nie nagli
    Królowa życia i król
    Dla zdrowia czasem spleen
    Patykiem pisanych win
    Odtrącaj szyjkę i „skool”

    Królowa życia
    Królowa życia
    Królowa życia i król

    Zwycięstwa pierwsze i przegranych pierwsza gorycz
    Motanie spraw jak rajdy bilardowych kul
    Co raz mądrzejsze życia podłapują wzory
    Królowa życia i król
    Tych najtrudniejszych w życiu rozmów ostre słowa
    „Jakoś to załatw” „dla higieny weźmy ślub”
    Choć trochę głupio było, trudno dopasować
    Królowa życia i trup
    Na szczęście brak pamięci
    Jakoś tam trzeba kręcić
    Po prostu we mnie się wtul

    Królowa życia
    Królowa życia
    Królowa życia i król

    Pofartowało się zupełnie niesłychanie
    Gablota mota na opony wstęgę szos
    I skórą kurtek świecą w środku jak Marsjanie
    Królowa życia i boss
    Jak człowiek wygra to dopiero ma coś z życia
    Naprawdę czuje jak wariuje w żyłach krew
    Układy takie, że no wprost nie do odbicia
    Królowa życia i szef
    To już na pewno góra
    I farty i kultura
    Nigdy nie wypadną z ról

    Królowa życia
    Królowa życia
    Królowa życia i król

    A potem taki czas, że wszystko jest już śliczne
    I co raz mniej co dzień zwyczajnych spraw, cest brulle
    Więc admiruje cię, bo to takie romantyczne
    Królowa życia i król
    Co raz mniej jawy, co raz więcej alkoholi
    Oh, Barleycorn, powieki oczom duszy stul
    Oboje wiemy jak samotność nocą boli
    Królowa życia i król
    Wódeczka raz, bo świta
    Pod czaszką kac zgrzyta
    Wszystko załatwi ten ból

    Królowa życia
    Królowa życia
    Królowa życia i król

  6. Inżynierowie z Petrobudowy

    słowa: Staszek Staszewski
    muzyka: Staszek Staszewski

    Nie pękaj koleś, nie łam się przecie
    To o nas wczoraj stało w gazecie
    Pisała sama „Trybuna Ludu”
    Że nas ogarnia romantyzm budów
    W takim pisaniu nie ma usterek
    Postaw literek, niech brzękną szkła
    Przed nami naród odkrywa głowy
    Inżynierowie z Petrobudowy
    Kładziemy lachę, niech brzękną szkła
    Budowniczowie na 102

    Pić życia rozkosz, a cóż nam to szkodzi
    Nawet PKS do nas dochodzi
    A w zeszłe święto miałem kobite
    Co miała obie nogi umyte
    W Warszawie Ptaszyn niech zdziera płuca
    Niech tańczy Gruca, Holoubek gra
    My tutaj mamy program gotowy
    Inżynierowie z Petrobudowy
    Kładziemy lachę, niech brzękną szkła
    Budowniczowie na 102

    Ciężko się żyje o suchym chlebie
    Za to nikt grobów nam nie rozgrzebie
    Szatkuj dwie zmiany zimą i latem
    Wyśpisz się w piachu pod kombinatem
    Rąk trzeba wiele, pomników mało
    Kogoś złamało, lecz życie trwa
    Więc niechaj zabrzmi slogan bojowy
    Inżynierowie z Petrobudowy
    Kładziemy lachę, niech brzękną szkła
    Budowniczowie na 102

    Choć nie ma w kabzie srebra ni złota
    Przyda się przecież nasza robota
    Dopchamy wreszcie w którymś tam roku
    Do wojny co to ma być o pokój
    Co oszczędzimy to ktoś ukradnie
    Idzie składnie jakoś się pcha
    Więc wykonajmy plan narodowy
    Inżynierowie z Petrobudowy
    Kładziemy lachę, niech brzękną szkła
    Budowniczowie na 102

  7. Knajpa morderców

    słowa: Staszek Staszewski
    muzyka: Staszek Staszewski

    Nie szukaj drogi, znajdziesz ja w sercu
    Smutna jest knajpa byłych morderców
    Niech Cię nie trwożą, gdy do niej wkroczysz
    Płonące w mroku morderców oczy
    Nieważny groźny grymas na gębie
    Mordercy mają serca gołębie
    Band armii, gangów i czarnych sotni
    Wczoraj rycerze dziś – bezrobotni
    Pustka i chłodem wieje po kątach
    Stary morderca z baru szkło sprząta
    Szafa wygrywa rzewne kawałki
    Siedzą mordercy łamią zapałki
    Czasem twarz obca mignie i znika
    Zaraz się dźwignie ktoś od stolika
    Wróci nazajutrz z miną nijaką
    Bluźnie na życie, postawi flakon
    Każdy do niego zaraz się tłoczy
    W krąg nad szklankami błyskają oczy
    I zaraz każdy lepiej się czuje
    Jeszcze morderców ktoś potrzebuje
    Może nareszcie któregoś ranka
    Znowu się zacznie wielka kocanka
    I wrócą chwile pełne zazdrości
    Znów będą płacić za przyjemności
    Znów w dłoni zamiast płaskiej butelki
    Znany kształt kolby od parabelki
    A w końcu palca wibruje skrycie
    Jak łaskotanie: tu śmierć, tu życie
    Wracajcie słodkie chwały godziny
    Sławne gonitwy i strzelaniny
    Tak tylko można znowu być młodym
    Zabić i z dumą czekać nagrody
    W knajpie morderców gryziemy palce
    Żądze nas dręczą i sny o walce
    Ale któż dzisiaj mordercom ufa
    Więc srebrne kule śpią w czarnych lufach
    Zmazując barwy lasom i polom
    Mknie balon nocy z knajpy gondolą
    Kiedyś tak jasno a dziś tak ciemno
    Wroga, nie widzę wroga przede mną
    Rwie łeb od tortur alkoholowych
    Lecz wśród porcelan i rur niklowych
    Człowiek się znowu czuje półbogiem
    Bo oto stoi twarzą w twarz z wrogiem
    Kula jak srebrna żmija wyskoczy
    W lustrze nad kranem zagasną oczy
    Ciała morderców skry potu zroszą
    Gdy milcząc ciało za drzwi wynoszą
    Gdy bije północ

  8. W czarnej urnie

    słowa: Staszek Staszewski
    muzyka: Staszek Staszewski

    W czarnej urnie moich wszystkich czarnych lat
    Czarna błyskawica spala czarny kwiat
    Czarne słońca gasną, wschodzi czarny nów
    Spieszmy się nim, czarny dzień powróci znów
    Twoje ciało złote zwija się jak dym
    Drga i złotym potem płonie, a ja w nim
    W czerni tonąc piję złoto z Twoich ust
    Tak jak tamtej wiosny sok z rozdartych brzóz
    Ale wciąż dokoła pełznie tamten świat
    Mych toporów krwawych, Twoich barwnych szmat
    Wciąż ciaśniejszy wokół poplątany krąg
    Co raz częściej straszy zimno naszych rąk
    Ni nam samym, ni we dwoje zostać nam
    Ni nam samym, ni bez siebie żyć
    Nie odmieni żaden spazm
    Mgły co była stalą w stal znów
    Nie próbujmy jeszcze raz skuwać się łańcuchem słów

    Ilu istnień czas jak jedna chwila zbiegł
    Jak to dawno może tydzień, może wiek

    Na mój barłóg czas jak deszcz jesienny mży
    Zmywa ślady moich łez i Twojej krwi
    I okrywa z wolna zapomnienia płaszcz
    Noc, gdy pierwszy raz pluliśmy sobie w twarz
    Śpiewališmy wtedy, szczęście – ja, Ty – fart
    Jak sztylety wbici w siebie, aż do gard
    Serce pękło z żalu, dłoni zimna kiść
    Ogrzej nad popiołem już możemy iść
    Ty w swe zamki z błota, ja w śmierdzący szynk
    A dom pusty jak pałacyk Mayerlink

    Ilu istnień czas jak jedna chwila zbiegł
    Jak to dawno może tydzień, może wiek

    Słyszę Twój stłumiony głos
    Mówisz słowa gorzkie przez łzy
    Lecz już we mnie tylko złość
    Zimna wściekłość, już nie Ty

    Ilu istnień czas jak jedna chwila zbiegł
    Jak to dawno może tydzień, może wiek

  9. Wróci wiosna, baronowo

    słowa: K.I. Gałczyński
    muzyka: Staszek Staszewski

    Mówisz, że cię miłość mierzi – zmierź mnie sobie, wołam, zmierź!
    Spójrz, powiadasz, to są piersi – kogóż natchnie taka pierś?
    A ja twierdzę – baronowo – wkrótce minie zima zła,
    Z wiosną zaczną się na nowo nasze słodkie trulla-la…
    Znowu będę twój don Diego, znowu księżyc, znowu bzy,
    Jak u Pawła Geraldiego: sitwa zmysłów, ja i ty.

    I nie powie stary baron więcej do mnie „paszoł won!”,
    Nie wypchnie za próg z gitarą – bowiem w grobie leży on.
    Czarna kryje go piżama, biedak gonił resztką sił
    I – jak stał – w salonie zamarzł, bo otwarty lufcik był.
    Zły baronie, dobrze tak ci – chciałeś naszą miłość zgnieść,
    Nasze słodkie koci-łapci, że tak powiem – naszą płeć.

    Na złość tobie wiosną amor, co sekrety różne zna,
    Ukołysze nas tak samo w tym najsłodszym trulla-la.
    Aktualnie jeszcze zima – jakże nie lubimy zim!
    Nasze zmysły w karbach trzyma i rozkwitnąć nie da im.
    Ba! – przez całą Europę – „zimno” krzyczy dziad i wnuk
    I zawieszam się jak sopel pod okapem twoich nóg…

    Lecz się nie martw, baronowo, już przemija zima zła,
    Rozpoczniemy znów na nowo nasze słodkie trulla-la!
    Trulla, trulla, trulla, trulla, trulla, trulla, trulla-la!
    Rozpoczniemy, ach, na nowo, nasze słodkie trulla – la!

    Dziś widziałem – to nie farsa, dość już mamy takich fars –
    Jak jamniczek twój zamarzał, „siusiu” krzyczał, łkał i marzł,
    Więc go wziąłem na rączyny, otuliłem w ciepły puch,
    O, jamniczku mój jedyny, wycierpiałeś się za dwóch…
    Na pierś moją marmurową chodź jamniczku, gdy ci źle,
    A ty właśnie, baronowo, swym jamniczkiem zowiesz mnie.

    Czemu dni wesołe nie są, czemu z oka płynie łza?
    Cierpliwości, baronesso, jeszcze miesiąc, jeszcze dwa,
    A powrócą nasze święta, jak najprędzej, pragnąłbym,
    Szał zmysłowy się rozpęta! Huknie harfa – rym cym cym!
    I pochłonie przepych kanap purpurowe serca dwa,
    W górę uszy, ukochana! Trulla, trulla, trulla-la!

  10. Marianna

    słowa: Staszek Staszewski
    muzyka: Staszek Staszewski

    U Marianny orzechy z miodem
    U Marianny szampan pod lodem
    U Marianny krwawa langusta
    Ma Marianna ćwiczone usta
    Bielizna z polotem, na ekler majtki złote
    Chłopców judzi, ale się nudzi
    Lecz na szczęście w swoim zamczysku
    Wśród zbrój starych, Azefa listów
    W policyjnych aurze romantyk
    Czuwa ciotka Idalia Antyk
    Ta jej przychyli nieba, ta wie co dziecku trzeba
    Wnet jej wtyka romans barykad
    O jak klawo, o jaka draka
    Można śmiać się, można i płakać
    Wnet zapomnieć na dupie krosty
    Zamiast krzywych nogi mieć proste
    Przeliczne podniety i nowe wciąż gadgety
    Kat, ofiara, Che Guevara
    A ciotka Idalia miesza cykutę
    Zdejmuje ze ściany włócznie zatrute
    Czerwoną gwiazdeczkę, portrecik cara
    W kuferku Mariannie wysyła zaraz
    Wszak dziecko spleen dławi, niech trochę się zabawi
    Niech pofika, Nike barykad
    U Marianny książeczki Mao
    Sierp i młotek, trójząb ze strzałą
    Dzieł batiuszki półeczka spora
    Notatniki agitatora
    A w lektur swych przerwach już wie jak się rozerwać
    Tam pomyka gdzie zgiełk barykad
    A ciotka Idalia jeść kurkom sypie
    Brutalne metody nie są w jej typie
    Do drzemki na ganku pachnie kwiat wiśni
    Społeczność współczesna wnet jej się przyśni
    A za nią do mokrej roboty wnet się kopnie
    W zwartych szykach armia barykad
    Przez Mariannę w nocy polucja
    Całe szczęście jest rewolucja
    Śmietnik płonie, policja pędzi
    No co z tą pałą do kurwy nędzy
    Łap pióro, ponuro w odezwie opisz flika
    Gwałcącego panny z barykad
    A ciotka Idalia żuje obiadek
    Sto batów Praksedzie na goły zadek
    Na sybir Macieja, do pierdla Hryćka
    Ogrody, szynszyle, róż na policzkach
    Krucyfiks, z nim w zgodzie fotosik na komodzie
    Panna dzika, Nike barykad
    Ech Marianno, zrzuć no suknie
    Jutro rano trzydziestka stuknie
    Chodź no z nami wynajmiem szalet
    Odgryziem szyjke, zrobimy balet
    I pokażemy, bo znamy te problemy
    Co wynika z ognia barykad
    Nas ciotka Idalia nie może złapać
    My ciotkę Idalię zaklniemy w capa
    Przepchniemy baniole przez Laissez-passee
    Tygrysa do baku i wio na trasę
    W słońca migotanie, za nami świat zostanie
    I panika ery barykad
    Morda flika, wojsko w łazikach
    Polityka, klasa i klika
    Wiece w rękach, partia, syndykat, dialektyka i w ogóle wszystko
    co nam przeszkadza spokojnie leżeć na słońcu trzymając ręce
    na piersiach panienki patrzeć na chmury typu cumulus w kolorze białym,
    Natomiast niebo jest przy tym niebieskie

  11. Kurwy wędrowniczki

    słowa: Staszek Staszewski
    muzyka: Staszek Staszewski

    Gdzieś nisko błyska płyta lotniska
    Siadł czarterowy Jumbo Jet
    Wieczór w drugstorze znajdzie się może
    Znajoma dusza, właśnie wszedł
    Klawo dziewczynki, to z tej rodzinki
    Co jedną noc przez pięć pamięta lat
    Prawdziwe państwo, wybaczy draństwo
    Bo się będzie wstydził, że tak wpadł
    Więc stado westchnień i do łez
    Od nowa znów Alliance Franceaise
    Podłemu życiu plujmy w pysk
    Miłości czystej, niespodzianej sławny błysk
    Bo któż zabijał by i kradł
    Gdy starczy uśmiech, wdzięk i szyk i trochę szmat

    O kurwy wędrowniczki
    O prosty, jasny, piękny świat
    O kurwy wędrowniczki
    O prosty, jasny świat

    Znów pysk miał w pianie, stękał kochanie
    A na lotnisku jak złapany stał
    Niech się rozluźni, będzie na później
    Szczęściem na bilet jeszczem jakoś miał
    I znowu spokój, już patrzy z boku
    Jakiś z cygarem, cóż, że nie ten styl
    Sto adresików jest w notesiku
    W kobiałce zwanej Bezan Ville
    Rwie przez Atlantyk Biołyje Sea
    Dywizji już się smacznie śpi
    A w Iron White przy barze ruch
    I zawsze będzie jakiś frajer albo dwóch
    Jak ma nie pęknąć głupi grzdyl
    Gdy ja do niego przez ocean tyle mil

    O kurwy wędrowniczki
    O prosty, jasny, piękny styl
    O kurwy wędrowniczki
    O prosty, jasny styl

    O Charles Mansonie, pójdź splećmy dłonie
    Z Lindą Cassapion zróbmy krąg
    Wy towarzysze ze strefy ciszy
    Co bagnet przymarzł wam do rąk
    Czarni pancerni wodzowi wierni
    Z którymi trwałem po ostatni strzał
    Kochana grando, Sonderkommando
    Prześmierdła dymem z bratnich ciał
    Dość tej obsuwy, spluwy czyść
    Wszak trzeba jeszcze dalej iść
    Niech buchnie ogień, huknie grom
    Niech płonie trędowatych dom
    Zamglony świat niech zetnie mróz
    Na niebie świecił będzie i tak Wielki Wóz

    A kurwom wędrowniczkom
    Popioły, zgliszcza pył i gruz
    A kurwom wędrowniczkom
    Popioły, zgliszcza, gruz

  12. Bal kreślarzy

    słowa: Staszek Staszewski
    muzyka: Staszek Staszewski

    Patrz płynie kolorowych świateł nad Sekwaną sznur
    W dolinie grzmi Paryża nocny śpiew jak świerszczy chór
    Jak noże czarne ostrza dachów kroją nieba tło
    W nich okno lśni, tam jak i Ty ktoś spać nie może
    Dziś w chambre de bone bal kreślarzy
    Każdy wytworny jest jak lord
    Nikt dnia im wspomnieć się nie waży
    Ni pracy, praca – chamski sport
    Odbijaj flaszkę, rządź nie kiełznaj
    Na orbitę wszyscy wraz
    Bo gdy tak człek od rana pełza
    To wieczór spędzić chce wśród gwiazd
    I Ty tu jesteś, Ty o rękach
    Co tak gotycki mają rys
    I piękna jesteś jak jutrzenka
    W swoich sukienkach z marche au puces
    Chciałbym się zbliżyć ukochana
    Wprost w uszko nucić Ci mój śpiew
    Cóż kiedy leżysz na dwóch panach
    A między nami kran i zlew
    Któż umie tak jak Polak mówiąc milczeć, milcząc pić
    Tak szumieć, tak o słowo jedno zaraz w mordę bić
    Ech biada, te gotyckie ręce znów nie tam gdzie trza
    Darujcie mi wybite drzwi łbem żabojada
    Dziś w chambre de bone draka w sali
    Znowu z lokalem będzie źle
    Cóż gdy żabojad się napali
    To zawsze może nadziać się
    Co mi ich franki, ich ostrygi
    Wywiozłem z Polski com tam miał
    I zawsze mogę bez fatygi
    Przygrzmocić temu co bym chciał
    Cóż z tego, że wybiegła za nim
    Że mu w banioli skleją łeb
    Cóż, że dla niego zdejmie stanik
    Ja mam swój cios on tylko sklep
    Więc wolę zrzec się mych karesów
    I z wami moją whisky pić
    Na całe życie bez adresu
    Ale z imieniem własnym być
    Cóż z tego, że wybiegła za nim
    Każdy urządzić się jest rad
    I bierze on ten towar tani
    A mój jest przecież cały świat
    Więc jeszcze seta, znakomicie
    Padniemy, ale zgódźmy się
    Że z tylu różnych dróg przez życie
    Każdy ma prawo wybrać źle

  13. Dyplomata

     

    Hop sasliczkom piesnia jesna intieriesna,
    Wot sa wsiem uspicham wsio izwiestna,
    Razkażu ja wam riebiata, swaju dielnost diplomata,
    Wot kakije byli tam diela.

    I prisziol niemieckij gienieral
    Dolga smatril, a patom skazal:
    ‚Wy oddajtie Ukrainu, tak ugodno razsiedinu,
    Tak wariol wam Gitlier pieriedat’.

    Ja jemu atwietil abarot:
    ‚Ah ty, kurwa, jobanyj twaj rod!
    My jebli japoncew w żopu, my nasrali na Jewropu,
    Gitlieru dawim my otkazat!’

    I prisziol italianskij pasiol,
    Uta chuj, marzowoj nakaziol,
    Gawarit szto Mussolini wmiestie z Gitlierom w Bierlinie,
    Razgawor a naszych ziemliach wiol.

    ‚Pieriedajtie gaspadinu Duce
    Szto on naszu ziemliu chuj pauczit.
    Jest nas dwiesti milionow, razpierdiom kak skarpionow,
    A patom na zwalku adwieziom’.

    I prisziol japonskij samuraj,
    Gawarit on: ‚ziemlju nam addaj!
    A niet tot ja toj Mikada ziemlju wsiu ot Leningrada,
    Z wojskom samurajew zabieriom’.

    Samuraj, ty bliadskij samuraj,
    Ty idi Mikadu pieriedaj –
    On sarzowoj, on w chalatie, chuj marzowoj, on w tomatie,
    I c niewo kondoma nie sdimaj!