kolodent napisał(a):Przecież ja nie twierdziłem, że megaudane tylko że właśnie spełniają swoje zadanie, czyli rozumiem że są służebne.
Tu się chyba zgadzamy.
Łapię, o co Ciebie chodzi.
Natomiast jest pewna różnica między tym, czy piosenka jest służebna - bo każda filmowa piosenka tego typu w założeniu jest służebna - a tym, czy spełnia swoje zadanie, tj. zachęca do obejrzenia filmu.
Bo ja sobie z łatwością mogę wyobrazić służebną piosenkę do filmu, która jednakowoż od obejrzenia tego filmu potencjalnego widza odstrasza ;-D
kolodent napisał(a):Dyskutujemy o piosence czy o mnie ? Bo już się trochę gubię, w każdym razie na to drugie nie mam ochoty.
O przyjmowaniu postawy wobec dzieła artystycznego dyskutujemy.
Jeśli deklarujesz, że lubisz łopatologiczne, dosłowne itd., albo przynajmniej: że Ci to nie przeszkadza, to jest to deklaracja postawy.
Jeśli ja mówię, że mnie to nie kręci, a oczekuję od tekstu, że będzie taki, taki albo taki - to też jest to deklaracja postawy.
Ty też zapewne wyciągasz jakieś wnioski na mój temat (czynisz to zresztą verbatim niżej) m.in. na podstawie deklarowanej przeze mnie postawy wobec szeroko pojętej piosenki rockowej. Nie zabraniam - wszak sam Ci daję do tego asumpt.
kolodent napisał(a):zgadzam się z tym co napisał efiut. Ty stawiasz poprzeczkę bardzo wysoko i oczekujesz, że reszta tłuszczy ma do Ciebie równać. Ja takiego parcia osobiście nie mam, może mniej wymagam, może mam pośledniejsze gusta, nie rozumiem, nie qmam, nie godnym. Mimo wszystko stosuję dla muzyki rozróżnienie proste:
a) podoba się
b) nie podoba się
1. Nie, nie bardzo wysoko. Gdybym stawiał bardzo wysoko, to bym się rozwodził nad Karajanem, Bachem albo Wagnerem. A my tu sobie rozmawiamy jednak o prostych, rockowych formach i treściach.
2. Określenia "tłuszcza" nie używam, użyłeś go Ty. Po prostu uważam betonowanie się we własnych gustach za słabe acz powszechne zjawisko.
3. Podobnież redukcja całej rozmowy o odcieniach muzyki i tekstów do dychotomii "podoba mi się / nie podoba mi się" to jest pozór rozmowy, bujanie się między lajkiem a hejtem. Mnie to nie pasuje. Również dlatego, że jak poważni ludzie na taki temat rozmawiają, to ich to przymusza do jakiejś umysłowej gimnastyki czy minimalnej refleksji. I w takich rozmowach gusta się również kształtują.
A na potrzebę refleksji nad tym, co i w jakiej formie jest do mnie śpiewane, to mnie akurat słuchanie twórczości Kultu i Kazika uczuliło. Jeszcze kilka lat temu reagowałem ze zdumieniem na to, że ludzie przyznający się do podobnych muzycznych inspiracji i korzeni muzycznych mogą mieć ten aspekt tej samej muzyki głęboko gdzieś. Tzn. wydawało mi się, że ludziom wychowanym na tak dobrych tekstach powinna się zapalać czerwona lampka, kiedy ktoś im spróbuje wciskać rymy częstochowskie o dupie Maryny. Dziś mnie już to nie dziwi - również dlatego, że w ostatnich latach sam Kazik jako autor bardzo rozleniwił intelektualnie swoich odbiorców.